Dziś, tj. 14 paźdzernika obchodzony jest Dzień Zdrowia i Sportu i jest to dzień ustawowo wolny od pracy. Święto jest obchodzone w drugi poniedziałek października, upamiętnia otwarcie Letnich Igrzysk Olimpijskich w 1964 r w Tokio, ale ma także za zadanie promować sport i aktywny tryb życia. Teraz pewnie się zastanawiacie dlaczego Igrzyska Letnie odbyły się w październiku :). Ano dlatego, że latem, mniej więcej od połowy czerwca do połowy lipca, wypada pora deszczowa, a po niej nadchodzi gorące, parne lato. W październiku mamy już oczywiście kalendarzową i astronomiczną jesień, ale w Japonii ta jesień do złudzenia przypomina polskie lato.
Wracając do tematyki sportowej, w weekend przed Świętem Sportu w szkołach, oraz na różnych placach i skwerach odbywają się zawody sportowe dla dzieci, a dla dorosłych maratony, triathlony i co tam jeszcze ktoś sobie zażyczy. Muszę przyzynać, że bardzo mi się podoba idea organizowania Dnia Sportu, ale nie jako lokalnej imprezy na stadionie, gdzie są zawody sportowe dla dzieci, a dla dorosłych ognisko z kiełbaskami i zimnym piwem, jak ma to miejsce w wielu miejscach w Polsce (a przynajmniej miało za pięknych czasów mojego dzieciństwa :D). Ustanawiając Dzień Sportu świętem narodowym, a co za tym idzie, dniem wolnym od pracy wysyła się społeczeństwu jasną informację – sport jest ważny!
Warto tu jeszcze wspomnieć, że Japończycy mają najzdrowszą kuchnię na świecie, średnia długość ich życia wynosi 82 lata, co stawia ich w czołówce świata, a otyłość w Japonii to zjawisko niemal niespotykane. Nasza znajoma lekarka pracuje w szpitalu w Tokio na oddziale profilaktyki, gdzie większość pracujących Japończyków (nierzadko wysłanych tam przez pracodawcę) trafia raz na pół roku. Tam, jak już się grzecznie wyspowiadają z nawyków żywieniowych, stylu życia, uprawianych sportów, oraz zostaną zważeni i wymierzeni, dowiedzą się co zmienić, aby trzymać wagę, żyć zdrowo i co najważniejsze, długo.
Sport i zdrowe odżywianie jest tak ważne w kulturze Japonii, że już w pierwszym tygodniu kursu japońskiego nauczycielka pytała o to co lubimy jeść, czy sami przyrządzamy posiłki oraz pytanie obowiązkowe – czy uprawiamy jakikolwiek sport. Na moją odpowiedź, że gotuję rzadko, bo ze składników japońskich nijak mi nic nie wychodzi, więc najczęściej idziemy z mężem do restauracji lub kupujemy bento, czyli gotowe zestawy w supermarketach, omal nie zadławiła się niesłodzoną zieloną herbatą z automatu. Po tym oczywiście nastąpił wykład o tym, że takie jedzenie jest niezdrowe, niedobre dla żołądka i że jedzenie należy przyrządzać codziennie, aby było świeże i zdrowe właśnie.
Na szczęście z tych nerwów zapomniała zapytać o sport, więc nie musiałam tłumaczyć, że uprawianie sportów u mnie najczęściej wygląda tak: